Ten tydzień był bardzo trudny. Pod każdym mozliwym wzgledem dał mi w kość. Nie należę do umysłów analitycznych, rozbijanie wszystkigo na części pierwsze jest dla mnie dobrą zabawa nie sposobem na rozwiązanie sytuacji. Bardziej wolę zaufać swojemu "szóstemu zmysłowi". Nie wiem czy on mi to podpowiedział, czy to może cos innego ale chyba postanowiłam. Przyjamniej mam wstępny zarys tego co powinna zrobić, jak żyć i w którą stronę zmierzać.
Ptyś jest kochanym człowiekiem, byc może intelektualnie gdzieś od siebie odbiegamy, fizyczność to kwestia podejścia, chęci i "wpojenia". Siódemka (tak nazwę nową osobę w swoim zyciu) powiedziała że zna dużo dziewczyn (m.in. po studiach) które płaczą bo nie mogą znaleść swojej drugiej połówki. Ja mam ptysia. Kocha mnie, cały swiat do stóp... życie by oddał.. i nie zdradza... "czego Ty dziewczyno jeszcze chesz? Czego Ty szukasz?" Oto co usłyszałam. Rozmowa na temat tego że nie kocham, że ktoś inny bla bla raczej nie było żadnym argumentem. W oczach obcego człowieka byłam zbyt szczęsliwa- za dużo mam i nie wiem czego chcę jeszcze... Rozpieszczony bachor! Dlatego pojawił się romeo, madzia, pika... dlatego spomnienie o kokleciku nie daje mi spokoju. Jestem szczęsliwa tylko nie chcę tego przyznać. Wolę żeby wszyscy mieli mnie za cierpietnice i się trochę poużalali- a mam wszystko! Kurwa wszystko czego kobieta może chcieć. O czym w sumie kobieta w moim wieku może tylko śnić. Egoistka! Hipokrytka!I najwieksza sucz na świecie! Swoim durny zaślepieniem zraniłam bardzo dużo osób.Boli mnie to. Bo nie byłam taka i nie chciałam taka być. Nigdy! W tej chcwili niczego tak nie żałuję jak tego że skrzywdziałm tyle osób.
Co do madzi. Kocham, tęsknię i miałam nadzieję że będzie dobrze, że bedę szczęśliwa. Ale to nie jest ten wyjątkowy, niesamoity przypadek, który się zdarza raz na setki milionów lat. Nie jest! Brzmi dokładnie tak samo jak każdy inny. Facet ma żonę i dziecko, ale mnie kocha- brzmi wyjątkowo? Nie! Jest nieszczęsliwy, chce wziąć rozwód-Coś niepowtarzalnego? Nie! Jestem dla niego najważniejsza na świecie i marzy by byc ze mną już do końca- niespotykane? Nie! Nikt kurwa czytając ten tekst nie powie "Słuchaj to się nigdy nie zdarza... jesteście sobie pisani... to przeznaczenie..." Nikt! Bo ja sama napisałabym "Dziewczyna w co Ty chcesz się pakować. Ten facet ma żonę.. dziecko... oni zawsze bedą w jego życiu.. zawsze bedzie w jakiś sposób druga... zdradził ja zdradzi ciebie... to zauroczenie nie miłośc... to sex nie miłość... to rozczarowanie związkiem, A NIE KURWA MIŁOŚĆ" Nie jestm głupia i naiwna by w to wierzyć. To nie jest miłość. to iluzja szczęscia, moje wyobrażenie o tym co straciłam, czego nie mogę mieć z ptysiem... GÓWNO! Przecież miałąm to z nim. Kochała go.. kocham... Przecież mieliśmy magiczne poranki.. wieczory.. przecież kurier mi przyniósł pęk róż do pracy... przeciez przed Bogiem przyzekaliśmy miłość... rozbawiał mnie, smieszył, ocierał łzy, wspierał. Był zawsze przy mnie. Czego bym nie zrobiła kochał, wytrzymał, przecierpiał.... dostał ode mnie niesamowitą porcje nienawiści i chamstw... wytrzymał to, to i wiele więcej. A ja go nie kocham ? Bo co? Bo się znudził...
No i pika. Słodki, niewinny pika. Chyba czas najwyższy przyznać się co zrobiłam. Nie celowo. Nie chciałam, przez myśl mi to nie przeszło. Ale teraz... po tym wszystkim, po takim czasie nie moge się usprawiedliwiać. Zraniłam go... skrzywdziałam... w wyobraźni widze jak zadaję mu cios za ciosem, a on wciąż wstaje i patrzy na mnie tymi szklistymi oczami. Przepraszam. Wiem że dojdzie do tej rozmowy i wiem, że wszystko dokładnie postaram się poruszyć choć nie wiem na ile zdołam, ale dziś nadszedł ten dzień kiedy po prostu muszę. Kiedy wiem, że dalsze ciągnięcie tego w takiej formie jak jest nic dobrego nie przyniesie. Zraniłam go... stał sie tym kim inni- zabawką. Wiem, że niczego nie obiecywałam i wiem, że wiedział jak wygląda sytuacja ale zuje się winna. Mam wyobrażenie że robiłam to celowo- nie było tak, jedak moje sumienie, w końcu sie obudziło. Pika był mi potrzebny... w rozmowach z nim szukałam pocieszenia i zrozumienia. Chciałam wierzyć że robie dobrze- nie robiłam. Nie łódźmy się kolejny raz wyszłam na egoistkę... Przepaszam, choć o jakieś 3 misiące za późno. Nigdy nie powinno do tego dojść. Nigdy nie powinnam pozwolić na taki bieg sprawy. Nigdy! Boję się, że w jakiś sposób go zniszczyłam..zepsułam...Szczególnie że jest w tym chujowym wieku kiedy jeszcze emocje nie są poukładane do konkretnych szufladek.
Romeo z kolei to krótka piłka- zero kontaktu.. kawa herbata, żadnej możliwośći bycia tylko we dwoje.
Podsumowując: pierdolę gadanie rodziny, znajomych i przyjaciół, że "nie pasujemy do siebie", "że nie bedziemy razem", "zostaw go", "ułuż sobie życie z kims innym" bla bla bla. Chce to ratować. Zastanawiam się nad terapią. Tylko z czasem jest kiepsko bo cieżko bedzie zgrać wizytę. Ale chcę to ratować. Powiedzieć że kocham, bo przeciez kocham.. miłość od tak nie znika, nikt jej nie wykrada, nie zakojue pod ziemią.. przygasa, owszem, ale się nie wypala- nigdy! Musi gdzieś być gdzieś zostać.
Wiem, że z ptysiem bedę szczęśliwa.. może nie tak jak bym chciała, ale kto mi zagwarantuje, że w kojenym związku, z inną osobę znajdę miłość i bedę spełniopna do końca mych dni. Nikt mi nie da takiej gwarancji... Nie wiem jak to wyjdzie. Może jak dziś przyjedzie znów się pokłócimy, może bedzie koniec... a może dam radę się nie denerwować.. nie krzyczeć, może sie uda... chce spróbować.
Drugie podsumowanie: Z magdą przestje liczyc na cokolwiek, z pika-chciałabym zeby był lubię z nim rozawiać, chcoć jeśli nie da rady to się z tym pogodzę, romeo- skreślony i ptyś- wielka odbudowa. Niedługo przeprowadzimy sie do mieszkania nowego i zobaczymy jak nam się bedzie układać. Liczę że dobrze.
PS. Przeszło mi przez myśl i to poważenie powiedzenie mu prawdy- zasługuje na to, tylko zostaje ta druga strona, którą chce chronić. Zresztą jak suka nie da to pies nie weźmie. na dziś lepiej nie potrafie o sobie myśleć. I najchętniej żadnemu z powyższych panów nie radziłabym brać siebie za żonę.