urlop
mam pierwszy dzień urlopu, ale wcale to nie wygląda na wypoczynek...
w ten weekend bardzo się pokółciłam z krystianem, nie iwem nawet jak podejść do tego tematu. Kłótnia poszła chyba... A tak szliśmy do sklepu i dopytywałam kiedy się przeniesie do mnie, ale rozpętało to tylko wojnę. Bo to nie tak szybko, bo musi wszystko ząłatwić, bo Tekila, bo... i zamilkłam... nie to że się obraziłam, po prostu powoli do mnie dociera, że faktycznie to nie bedzie tak łatwo jak chciałam. Bardzo mnie to smuci. Może mam jakieś parcie na wspólne mieszkanie, na ślub, na normalne życie, ale póki co nie zapowiada się na to. Nie wiem, niby nie mam do niego żalu o to, ale coś wisi w powietrzu, póki co ja całą, albo prawie całą winę zwalam na psa. Bo to dla mnie nie jest łatwa sytuacja, to są wydatki, ograniczenia i ogólnie wszystko, bardzo długo by o tym pisać. Ja jakoś dziwnie potrzebuję nie siedzieć w domu. A nasze zycie wydaje się takie nudne. Nigdzie nie wychodzimy, nie bawimy się. On przejął sie rolą głowy rodziny, na wszystko brakuje i cóż. Bardzo go kocham, ale chyba nie takiego życia chciałam. Obiecuje miż, że będzie lepiej, że jeszcze się ułoży, ale dla mnie... sama nie wiem... CIągle mi źle, wygląda jakbym była niezadwolona z tego życia, a przecież jest ślicznie. Nikt mnie tak nie kochał i ja tak nie kochałam. Czasami wydaje mi się że jest super, ale jak wspomnę wszystkie nasze kłotnie i złe chwile, to jak na tak krótki związek było ich na prawdę sporo. Nie chce się zastanawiać czy to ten, ale w momencie kiedy słyszę że naciskam, wywieram presję,wydaje mi się że on nie jest i jeszcze długo nie bedzie gotowy na życie ze mną.... inne życie. A ja... znó soie tłumaczę jakimiś psychologicznymi durnotami. Bo tyle razy skrzywdzona, obiecywano itd. a i tak zostałam sama z tym wszystkim. Boję sie porodu strasznie, ale w głowie siedzi mi tylko to że jak sie kochamy, to może tym razem zajdę. Niby nie chcę ale pocieszam się że to zmieniłoby moją sytuację. Dziwne, znów mnie nachodiz, że jakbym była z brzuszkiem to zostawiłabym Krystiana. Tak jakby mi tylko zależało na dziecku... Może urodzę kogoś cudownego, kto w końcu bezwarunkowo będzie mnie kochał i kogo ja pokocham bez żadnych warunków. Bo jeśli dedzie dziecko tonie ma mowy o żadnym psie i żeby nie narażać Krystiana na wybory... nie bedzie musiał podejmować. Stwierdziłam to po ostatnim... gdy powiedizał że pomyśli, że może z babcia porozmawiać i go oddać do niej, albo uśpić. I normalnie w chuj mnie to stresu kosztowało, bo wiem jak babcia reaguje na zwierzęta tego typu... ale zgodizła się. Byłam mega happy bo wydawało mi się ze problem w końcu zostanie rozwiązany, ale nie. Krystian ot tak go nie odda... Staram się zrozumieć, pies dla niektórych znaczy więcej niż człowiek, dlatego nie było żadnych nakazów.... myślałam tylko że znajdzie się przez ten czas jakieś rozwiązanie, a tu nic... i nie zapowiada się na jakąkolwiek zmianę. Z ostatnią kłótnią pojęłam że nie ma sensu już mówić o czymkolwiek co siega dalej przyszłością niż 2 tyg. Załamuje mnie to całkowicie. A w dodatku Mój Ukochany zawsze robi albo z siebie "że to wszystko jego wina" żebym miała poczucie winy, albo obwini mnie o taką a nie inną sytuację w sposób na prawdę bolący, że mu dokładam, że wymuszam, że naciskam... A może taka jestem, może jestem jakąś apodyktyczną wredną świnią. Nie wiem... chce mi się tylko płakać bo myślałam że znalazłam swoje szczęście, a tu jakieś niby błahe, a jednak nie do pokonania problemy. Żle mi z tym wszystkim, nie iwem, może jż nei wierzę że kotoś może mnie kochać, może za dużo wymagam, może... może k*** ja chcę tylko rodzinnego ciepła. Zapypiania przy kimś kogo kocham, wspólnych wakacji i wsponień... Ateraz jakie wspomnienia, gdzie byliśmy przez ostanie 10 miesięcy. Raz u mojej siostry, 2-3 razy na działce... popracować, kilka imprez odbyło się w domu, święta, sylwester, ur. ale wszystko bez jakiś rewelacji, bal wójtowy... jeden wyjazd nad jezioro... raz gdzieś w restauracji i raz do warszawy w celach służbowych, a i raz w kinie dobra nie ważne to już nie ma znaczenia. Mam cudownego faceta. DObrze mi z nim i chciałabym, tylko czy to wszystko sie ułozy. Boję się że im dłużej bedzie tak jak jest nie dam radyu, biorąc pod uwagę że są takie kłótnie, to na prawdę, odpuszczę... Po wieśku obiecywałam sobie że przez żądnego faceta nie bede płakać nie bede znosić takich nerwów kłotni, a widzę ten sma korkociąg.... boli bardzo... ba bardzo go kocham.... To źle że chce aby był...
http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=3782214&start=60