jestem
Jest chyba ok. Na dniach powinnam być w nowym mieszkaniu, nie wiem czy chcę... Ale każda zmiana jest dobra. Z ptysiem różnie. Staramy się być dla siebie, powstrzymywać emocje i nie kłócic, ale nie zawsze się udaje. Powoli to wychodzi , bo "skreśliłam" madzię. Tzn. nie mamy dla siebie czasu, boję się tych dni kiedy się dzywa, wtedy wszystko wraca. Jego głos. Cieszy mnie to, że jest tak daleko. A najgorsze, że ptyś urlop zimowy planuje w jego mejscowości. Wiem, że się z nim nie spotkam, ale myśl, że jest gdzieś obok dobije mnie.
A dziś śnił mi się koklecik. To niesamowite jak bardzo obecna sytuacja może wpływać na życie... przeszłe zycie. Siedzi mi w głowie te niespełnienie, nierozwiązane rozmowy. Czasem wyobrażam sobie, że przyjdzie.... że porozmawiamy, powspominamy. Nie zdarzy się wiem. Ale to niedokończenie naszego "życie" nie daje mi spokoju. Dziś w nocy znów go szukała, tym razem rozmawialam z jego mamą. Męczy mnie to już niemiłosiernie. Bieganie... wiedż jego okna, okolicę. To moę nawet nie męczy to wkurwia. Jaby było cos niedokończonego. A nie ma go na żadnych portalach społecznosciowych, zniknął. Nie iwem który to już raz powtarzam- ozenił się i zniknął. Pewnie mu dobrze. Nie był nawet na pogrzebie swojego kumpla, z którym tyle lat... ach szkoda słów. nie wiem gdzie jest. Oby był szczęsliwy, to jedyne czego chciałam. Można się przekląć nie wiedząc o tym, ale cóż i tak bywa.
Z pika skończyła totalnie. Zero kontaktu. Zrozumiałam jaka byłam głupia, wiara w to, że zrozumienie zmieni wszystko, przyniesie miłośc.. nie tego szukałam złuda nic więcej.
I cóż pozostaje zycie. Jakies takie.. kurwa przez koklecika myśle że coś straciłam. Nie wiem jak to ułożyć. ie umiem znaleść sobie miejsca.