mazury
I po wycieczce z ptysiem. To może od poczatku. Wieczór był po ch... nic się nie odzywałam on mówił, pytał... zapowiadało się nie koniec, tylko jakoś nie umiałam przytaknąć, wydusic słowa. A on tylko: "juz mnie nie kochasz", "źle ci ze mną", "boisz się, że komuś coś zrobię", "nie chcesz mnie zranić", "jest ci już wszystko jedno".. i jeszcze kilka takich.... I gdyby w tej chwili czytał mi w myślach zabiłby mnie! Tak, to wszystko była prawda, kazde słowo, kazdy argument. Siedizałam jak kamień i nie wiem czy zaczarowana czy otępiała byłam, nie wiem. Kłótnia o której budzik nastawić... "możemy wogóle nie jechać" aj zasnęłam w nerwach. Ranek był już lepszy. I w sumie cała podróż. Nie kłócilismy się. To coś jakbym wyjeżdżając zostawiła wszystkie stresy i problemy. Przez te dwa dni ich nie było. Bo w sumie jak już wracaliśmy i byliśmy coraz bliżej domu robiłam się nerwowa i kłótliwa. Postanowiłam zasnąć- to chyba najlepsze wyjście z sytuacji. Udało się! Dojechaliśmy bez kolejnych nerwów.
Muszę wspomnieć o Pika.. pierwszy raz mi się śnił- nie napisze jak. Myślałam... i zastanawiał się jak jemu mijaja te dni, chyba nie tak dobrze jak mi. Bardzo bym chciała, żeby był szczęśliwy, żeby zaczęło mu się układąć.
Kiedy zamykałam sie w łazience patrzyłam na tel. "... I nie! nie moge .. prosił.. mówił.. nie powinnam.. a co jak wyłączył i nie odp..." nie napisałam.
Wiem, że nic z tego nie wyjdzie. Ja nie mam odwagi na takie kroki... ptyś musiałby odeść sam lub...XXX... o czym musze się przyznać myślałam wracając.. może nie do końca o tym, ale...
Zaczęło się od skrzyżowania... jakieś audi z prawej ostro zaszalało, myślałam że nie wyhamuje, ale nie, spoko udało mu się , choć się przestraszyłam troche. Potem ciężarowy przed nami któremu działo się coś z kołami i pobocze łapał, a wyprzedzić nie bardzo sie dał. I zaczęłam mysleć jeżeli już się to stanie to czy znajdą wszystkie dokumenty, nr do domu, grupę krwi, czy wszystko mam pozałatwiane. Przecież nie mam nigdzie zgody o oddanie narzadów. Nie myślałam o śmierci od czasów liceum, kiedy to człowiek miał tak napier.. w głowie, że ach! szkoda słów. No wiedziałam, że żałoba... te sprawy, no musza jakoś to przezyć.. ludzie umierają.... ale nie myslałam o tym kto przyjdzie na pogrzeb, kto zapłacze, jak to bedzie... - chyba do wielu rzeczy powoli dorastam. Poza tym wiem, że nie umrę szybko.. jeszcze trochę mam do załatwienia. ale pomyślałam.
Ogólne wnioski z podróży: Cała wina leży po mojej stronie! Nie mam nic na swoją obronę. Nerwy i stres powoli rozwalaja mój związek. Albo zacznę brać jakieś prochy i się postaram, albo wykończę siebie i jego.