niech będzie
dla Selywiny... spoko żyje i mam się nawet oki :)
Układam wszystko powoli, pomału bez zbędnego pospiechu. Marze by wyjechać... chociaż na weekend. Praktycznie nic się nie zmieniło. Nadal czuję w sobie niepohamowane szczęście, stres i radość. Tak mi się jakoś plączą uczucia. Chciałabym żeby to wszystko w końcu nabrało rąk i nóg.
2 weekendy temu mogłam spotkać się z Magdą- zrezygnowałam. A sytuacja była niemal idealna, nikt by nawet nie zauważył... przecież pojechałam do siostry. Czasem dzwoni, czasem ja zadzwonię... brakujemi go... bardzo. Rzuciłam, że fajnie byłoby wyskoczyć kiedys na jakiś weekend.... spotkać się w połowie drogi... Powiedzial, że to wcale nie jest głupi pomysł... Nie ważne- rozkleja mnie jak o nim mówię, piszę- zmiana tematu.
Mój Ptyś? Jest ok, jest świetnie, a przynajmniej ja chce w to wierzyć. Pytam go o ślub, ale zbywa mnie tym, że jemu tak dobrze... nie potrzebuje. Trochę tak dziwnie u nas, ale radzimy, wspieramy się i powoli brniemy do przodu. Zobaczymy co los da.
No i najgorsze przede mną... remont mieszkania może w tym tyg. zacznę już malować. I trzeba lokal na nogi postawić, kolejne kilka tysięcy. Sama sobie się dziwię jak ja to ogarniam... ale chciałam i w sumie jestem szczęśliwa, z tego powodu bardzo. :D
Kurczę ! Ale jest zajebiście :)