nocka
Na poczatek powodzenia, bo to bedzie długie i bolesne. Nie wiem czy ktokolwiek chce przez to przebrnąć... czasami nie warto wiedziec więcej, to nie sprawi że bedziemy mądrzejsi a jedynie poszerszy pogląd na życie, w tym oczywiście może zahaczyć o serce i poszarpać je trochę. No nic... lecimy.
Miałam iść spać ale jeszcze po piwo jeździłam, bo sie komuś zachcialo... stety i niestety. Bardzo jestem zmęczona, miałam cichą nadzieję że pika będzie na fb ale i tak go ze snu obudziłam-niesamowite. Do niczego nie dochodzi, żadnych buzi, nieprzyzwoitych gestów,nic erotycznego. Nie czuję się dziwnie, raczej wyjątkowo. Jak tak to przeanalizować to wygląda jak miłość z podstawówki (w moich czasach). I tylko jeden problem... ja mam ptysia. Do tej pory nie wiem dlaczego jeszcze jesteśmy razem, dlaczego nie umiem go zostawić. Zupełnie jak z małżeństwem facet-alkoholik, sadysta i zastraszona żona. Wiadomo że powinna odejść nie znajdzie się ani jedna osoba która by popierała taki zwiazek, ale z tych dziwnych powodów ona go nie zostawi, bojąc się ze on ją później skrzywdzi, że bez niego sobie nie poradzi... klasyczne uzależnienie, bardzo niezdrowe-fakt, ale niestety uzależnienie. Boję się że nigdy nie znajdę w sobie tyle odwagi by to zakończyc. Związku dla mnie nie ma, ciągle się wkurzam, kłócimy się, nie mamy żadnych wspólnych zainteresowań, nawet wolnego czasu nie umiemy spędzać, ze o łózku nie wspomnę. Dziwi mnie jak bardzo byłam szczęśliwa kilka lat temu. tego się boję na dziś. Że zaczynając kolejny zwązek będzie to samo. Początek jak z bajki, a potem znów to samo, męczy mnie to i to też trzyma mnie przy ptysiu... bo przeciez z każdym kolejnym będzie tak samo (złe zalożenie, wiem wszystko wiem) ale cos w tym jest. Poczatek zjebałam i tak się teraz to ciągnie.... Nie powinnam była rezygnować. Nawet jakbym była nieszczęsliwa to wiedziałabym to na pewno, to nie byłoby żadnych niedomówien. Coś dziś młodsza nabąknęła że ptyś o pika coś mówił. Pewnie nadal zazdrosny. A najgorsze, kurcze wszystko u mnie najgorsze. No nic. Najgorsze że z pika świetnie spędzam czas i nie zamieniłabym na nic innego, ale jak wracam (nie zawsze) tak jak dziś... w tej chwili mam wyrzuty sumienia że jeszcze przez moją chcęć bycia przez chwilę szczęsliwą mogę skrzywdzić go lub narobić mu kłopotów. Nie powinno tak być. poza tym w głowie staje mi film HIMYM, gdzie mowa jest o trzymaniu na haczyku i standardowy tekst "Nie mogę być z Tobą.... w tej chwili". Nie chcę żeby czekał, bo może mu ktoś wyjątkowy umknąć, a ja nie mam pewności że skończę związek, że będę w stanie angażować się w kolejny... choć z nim... cudne spędzanie czasu. Zresztą wiem po sobie, jak się kończy czekanie... bardzo źle... nie życzę nikomu tesknie spędzać nocy, płakać i wzruszać się byle piosenką, wyć do księżyca i odchorowywać to wszystko. U mnie zajęło to kilka lat, kilka zmarnowanych, pustych lat, bez miłości i szansy na szczęście. Nie chiałabym tego dla pika. Nawet nie wie jak jest wyjątkowy i jak bardzo nie powinien ze mną być. Wiem, że jeżeli byśmy byli skrzywdzę go. nie zakładam, nie planuję ale znam siebie. A dlaczego dokładnie... bo magda. Nie jest przystojny i zniewalający, nie jest wesołkiem, duszą towarzystwa, nie jest wybitnie inteligentny, nie ma w sobie nic niezwykłego oprócz chyba tego czegoś czego nazwć w zaden sposób nie umiem. I co najgorsze kiedy pojawia się on Natali nie ma, znika, wypierdala, pryska jak bańka mydlana chuj wie gdzie. Nie umiem tego wyjąśnić. Z magdą każdy jest na straconej pozycji, nawet Jude Low, Gostling, Deep, nawt kokleci za którego oddałabym życie. I nie umiem tego wyjasnić, nie umiem w racjonalny sposób powiedziec dlaczego on i dlaczego tak a nie inaczej. Nie wiem, wiem że moja myśląca częśc wtedy znika. Żebym była w porządku wobec partnera on musiałby zniknąć, nie istnieć, a na to na chwilę obecną nie mogę pozwolić. O dziwo z sms pika cieszę sie tak samo jak z madzi, czasami bardziej bo czasami bardzo na nie czekam, szczególnie jak długo milczymy. Wtedy.. taka głupia gra... kto pierwszy wymięknie i napisze, choć raczej nie o to mi chodzi tylko wydaje mi się, że się narzucam i nie powinnam. Ach te babskie myslenie. I oczywiście "szczególnie jak dlugo milczymy" te długo to u nas pół dnia, fakt ardzo długo. Przez czas dziesiejszego wyjazdu. Nie zadzwoniłam do ptysia, nie napisałam mu żadnego esa pół mojej baterii poszło na pika. Kurcze nie che pisać jak się dzisiaj zachował, bo w sumie ja gwiżdżąca pod oknem nie byłam lepsza ;p fajne to było...
Dobra kończę spadam bo już godzina mi minęła .
I jeszcze coś pyts rozmawia ze szwagrem... Mówi o tym jak mu zależy, jak kocha, ile dla mnie mógłby zrobić.... boli. Boli mnie wszystko. Szczególnie plecy...dziś...
dobranoc.