mgr
jutro obrona... dziwnie się czuję bo jedna za mną i nie było strachu a teraz jakoś tak nie swojo, ale nie o t ym..
snił mi się koklecik.. całe życie snił mi się że nie moge z nim być.. nie moge sie zbliżyć poozmawiać, znaleść go... zawsze gdzies uciekął a ja zostawałam sama....
dziś jednak zobaczyłam go na pkpie siedział pijany i doszłam do wniosku że nie mam czego żałować że sie ztoczył... jest lżej, ale zaczęłam z nim rozmawiac i z każda chwilą trzeźwiał.. zaczynał być taki jakim go kochałam .. nie pamiętam wszystiego dokładnie przebudziałm się po 4 słonko juz wstawało.. był taki błogi spokój.. ptaki zaczynały śpiewać, a mi znów go zabrakło... brakuje mi każdej spędzonej z nim chwili... trudno..
zaczełam chodzić do psycholoszki.. przychodzi do nas od ponad roku ale dopiero teraz zaczęło przybywać okazji... powoli zaczynam pracować nad soba... nie wiem jak to się skończy boję się że po tym nie będe myśleć o kokleciku... choć w sumie bardzo tego chcę.. zostaje jeszcze madzia... i ptyś.. nic nie jest łatwe.. wręcz potwornie trudne bo przed obcym psychologiem można się otworzyć ale moją znam tak długo że wydaje się ciotką-klotką.... jak mam jej opowiedziec o całym życiu które kiedyś mi się spieprzyło... o cięciu.. miłościach.. ojcu... o tym wszystkim
do d... takie przemyślenia idę się pouczę pytań.... może zrobię kilka ćwiczeń "nad sobą":